Czy warto już wracać na rynek giełdowy?
Od miesięcy słyszymy o tym, że już warto kupować akcje. Równocześnie każdy, kto posłuchał się takich zaleceń, mniej lub więcej traci, w długim albo bardzo długim terminie ma szanse odrobić straty, ale zawsze najlepiej rozpocząć inwestycje od zysków. Czy teraz jest na to szansa?
Udany początek inwestycji jest bardzo ważny, jeśli nie lokujemy środków systematycznie przez długi czas. Przy systematycznym lokowaniu liczy się bardziej to, jaka koniunktura będzie w okresie j wycofywania środków. Nawet przedstawiciele TFI często podkreślają, że w ich biznesie z punktu widzenia możliwości osiągnięcia sukcesu przez jakiś fundusz (czyli pozyskania dużych aktywów) kluczowy jest moment startu. Chodzi o to, żeby przypadł na okres dobrej koniunktury. Również w branży funduszy hedgingowych zwraca się uwagę na wyniki inwestycji w początkowym okresie. Kiedy fundusz nie przynosi zysków w dwóch pierwszych latach, jest najczęściej zamykany.
Postanowiliśmy więc przeanalizować często powtarzane argumenty za kupowaniem akcji w obecnych czasach. Praktycznie każdy z nich ma kontrargument.
Każdy trend się kiedyś kończy – trend jest twoim przyjacielem
Często słyszymy, że zniżki przecież kiedyś muszą się skończyć, żaden trend nie jest wieczny. Przytaczane są statystyki wskazujące na długość trwania tendencji zwyżkowych i spadkowych na giełdach. Przeważają te pierwsze, ale przy tym ! bessy mają często gwałtowniejszy przebieg – ruchy o podobnej wielkości co zwyżkowe trwają znacznie krócej. Stąd w krótkim czasie można ponieść duże straty. Równocześnie jedna z podstawowych zasad inwestowania mówi, że trend jest twoim przyjacielem. To oznacza, że dużo łatwiej jest o jego kontynuację niż odwrócenie. Co więcej, im dłużej trwa, tym trudniej go zakończyć Mamy tego ostatnio dobitne przykłady. Mimo dużych nadziei związanych ze spadkiem cen ropy naftowej notowania akcji mocno spadały. Przecena dotknęła także mocne dotąd fundamentalnie spółki, jak Morgan Stanley w USA. Inwestorzy tyle już razy w ostatnich miesiącach sparzyli się na formułowanych na wyrost nadziejach, że tym razem nie chcą już popełnić tego błędu i dmuchają na zimne.
Wniosek: muszą pojawić się wyraźne symptomy odwracania się tendencji malejącej na giełdach. Wciąż ich nie ma.
Wyceny fundamentalne dają kilkunastoprocentowy potencjał wzrostu – wyceny są stale obniżane
Sugerując się fundamentalnymi wycenami analityków, można odnieść wrażenie, że obecnie mamy wyjątkową okazję do kupna akcji Są wyraźnie niedoszacowanie względem swojej „prawdziwej” wartości. Problem jednak w tym, że takie wnioski można było już wielokrotnie formułować w ostatnich miesiącach. Praktycznie przez całą bessę wyceny fundamentalne wypadają znacznie powyżej bieżących kursów, co nie chroni akcji przed przeceną.
Co gorsza, do połowy tego roku analitycy zmniejszali ceny docelowe dla badanych walorów głównie ze względu na zmniejszanie się rynkowych współczynników cen (wykorzystywane w analizie porównawczej) czy też z uwagi na rosnące długoterminowe stopy procentowe (stosowane w analizie metodą zdyskontowanych przepływów pieniężnych). Była więc nadzieja, że gdy sytuacja na rynkach się zmieni, wyceny też zaczną rosnąć. Teraz analitycy stopniowo zmniejszają prognozy zysków przedsiębiorstw. Mato więc znacznie silniejszą wymowę.
Wniosek: bessa będzie się zbliżać do końca, gdy oceny analityków przestaną być tak optymistyczne, jak teraz.
Kupuj, gdy leje się krew – krew lała się już kilka razy w poprzednich miesiącach
Okresy paniki na giełdowym parkiecie, określane mianem lejącej się krwi od czerwonego koloru, jakim zaznacza się spadki kursów akcji, są często dobrą okazją do kupna. Ta zasada sprawdza się jednak głównie w trakcie hossy. Gdy mamy trend zniżkowy, często pojawianie się paniki zapowiada jedynie chwilową poprawę notowań. Tak zresztą było już kilka razy od polowy minionego roku. Ani chwilowa panika z sierpnia 2007 r., ani ze stycznia i lipca tego roku nie okazały się dobrą okazją do zakupów na giełdzie.
Wniosek: do zakończenia bessy potrzeba nie gwałtownego spadku, ale zniechęcenia inwestorów, które objawiałoby się albo powolną, męczącą zniżką, albo konsolidacją notowań.
Jest tak źle, że gorzej być nie może – nigdy nie jest tak tanio, żeby nie mogło być taniej
Często inwestorom wydaje się, że obecna sytuacja jest już tak zła, że trudno sobie wyobrazić jej pogorszenie. Rzeczywiście, spoglądając na niektóre wskaźniki makroekonomiczne, osiągające najniższe poziomy od kilku czy kilkunastu lat, można dojść do wniosku, że sytuacja gospodarcza wiele się już nie pogorszy. Musimy jednak pamiętać, że koniunktura giełdowa zależy nie tylko od czynników fundamentalnych, ale również w dużym stopniu od oczekiwań, będących pochodną nastrojów giełdowych. Pierwsze znajdują odzwierciedlenie w bieżących i prognozowanych wynikach finansowych, drugie w wysokości współczynników wycen. Kurs spółki jest natomiast iloczynem obu tych czynników (na przykład: zysk na akcję x wskaźnik cena/zysk). Tym samym im niższy wskaźnik wyceny, tym bardziej pesymistyczne oczekiwania.
Wniosek: obecne współczynniki wycen nie są jeszcze na tyle niskie, by jednoznacznie mówić o skrajnym pesymizmie. Byłyby natomiast atrakcyjne, gdyby nie spełniły się pesymistyczne scenariusze dotyczące spadku zysków naszych spółek w przyszłości.
Akcje spadają wbrew fundamentom naszej gospodarki – rynki finansowe to zestaw naczyń połączonych
Nieustanne powtarzanie, że brak jest fundamentalnych przesłanek do wyprzedaży naszych walorów, to ignorowanie prostych prawd. W początkowej fazie bessy akcje traciły głównie ze względu na ich przewartościowanie, do którego doprowadził szturm na nie z I połowy 2007 r. To fundamentalna przesłanka, gdyż wycena akcji jest częścią analizy fundamentalnej. Fundamentalną przesłanką było osłabienie koniunktury w największych gospodarkach świata, która będzie musiała odbić się na kondycji naszych spółek. Jednocześnie na sytuację na rynkach wpływają przepływy kapitału na świecie, które w dużej części zależą od akceptacji ryzyka inwestycyjnego.
Wniosek: nasza giełda jest jedynie trybem w globalnej maszynie. Bez wyjaśnienia się sytuacji na świecie nie ma mowy o trwalej poprawie koniunktury u nas.
Krzysztof Stępień, Parkiet
Komentarze
Skomentuj