Jeszcze pół roku bessy

Krach na rynku ropy naftowej jest warunkiem koniecznym do zakończenia kryzysu w sektorze finansowym. Jego przyczyną jest odpływ kapitału z centrów gospodarczych na surowcowe peryferia.

Dopiero zdjęcie z krajów rozwiniętych rekordowo wysokiego „podatku surowcowego„ pozwoli ten krwotok zatamować

Rozpoczęte w połowie lipca, najsilniejsze od trzech miesięcy, odbicie cen akcji na krajowym rynku rozbudziło nieśmiałe nadzieje na zakończenie bessy. Z pochopnymi decyzjami o powrót na rynek akcji nie należy się jednak nadmiernie spieszyć.

Wiele wskazuje na to, że proces kończenia bessy na globalnym rynku akcji będzie rozłożony w czasie i nowa fala wzrostów cen akcji nie wszędzie rozpocznie się w tym samym momencie. Najbardziej optymistycznym sygnałem był ponad 100-proc. skok cen akcji gigantów amerykańskiego rynku obligacji hipotecznych: Fannie Mae i Freddie Mac, zagrożonych upadkiem. Efektem był największy od 21 lat jednodniowy wzrost wartości indeksu S&P Financials odzwierciedlającego zachowanie cen akcji spółek amerykańskiego sektora finansowego.

Bezpośrednim impulsem do lipcowego skoku cen akcji było pokrywanie krótkich pozycji przez spekulantów wymuszone przez wprowadzony przez SEC zakaz krótkiej sprzedaży wybranych akcji spółek z sektora finansowego. Jeśli uwzględnić dane z minionego ćwierćwiecza, to ta 12,3-proc. zwyżka jest porównywalna jedynie do 14,3 proc. odbicia tego indeksu, które nastąpiło tuż po słynnym – największym w historii – jednodniowym załamaniu cen akcji z października 1987 roku. Wtedy ten sygnał poprzedził początek nowej hossy o niecałe dwa miesiące. Wraz z ostatnim odbiciem cen akcji spółek finansowych nastąpiła największa od 3,5 roku siedmiodniowa zniżka cen ropy naftowej. Krach na rynku ropy naftowej jest warunkiem koniecznym (a być może i wystarczającym) do zakończenia kryzysu w sektorze finansowym.

Przyczyną kryzysu jest „finansowy krwotok” spowodowany odpływem kapitału z centrów gospodarczych na obfitujące w surowce „emergingmarketowe” peryferia. Dopiero zdjęcie z krajów rozwiniętych rekordowo dziś wysokiego „podatku surowcowego” pozwoli ten krwotok zatamować. Krach na rynku surowców spowodowałby równocześnie szybkie załamanie rosnącej obecnie na całym świecie dynamiki wskaźników inflacji, co również w skali globalnej umożliwiłoby spadek stóp procentowych. Ten ostatni zaś przełożyłby się na hossę na rynkach obligacji, która byłaby prologiem do powrotu byka na rynek akcji. W takim scenariuszu lipcowe spadki cen ropy można traktować jako zapowiedź lepszych czasów dla posiadaczy akcji.

Niestety, pierwsza jaskółka hossy nie czyni. Niezmiernie kusząca jest hipoteza, którą w skrócie można zapisać równaniem: surowce 2008 = akcje 2007. W zeszłym roku akcje nieustannie drożały aż do początku lipca, po czym znacząco spadły do sierpnia. Tym samym szlakiem podąża w tym roku ropa naftowa. Rynek surowców jest skazany na krach – surowcowa bessa zawsze jest konsekwencją globalnego spowolnienia gospodarczego, takiego jak obecne, ale jeśli analogia z akcjami w 2007 r. jest poprawna, krach ten rozpocznie się dopiero w październiku.

Podobnie jak w przypadku akcji rok temu, bowiem letni spadek – ropa poniżej 110 doi. za baryłkę – powinien zostać do października w całości skasowany (październik to sezonowy szczyt na rynku ropy). Początek krachu na ropie może stać się w USA przedwyborczą „October surprise”. W takim przypadku reakcją dolara będzie nagłe umocnienie, a na Wall Street rozpocznie się hossa. Ale, uwaga! – tylko w USA.

W Europie ze względu na inną funkcję reakcji banku centralnego (ściśle inflacyjny cel!) oraz na rynkach wschodzących (którym zaszkodzi krach cen surowców) bessa skończy się później. Kiedy? WI kwartale 2009. Spójrzmy na to, co się działo na giełdzie od listopada 1994 r. do marca 1995 r. oraz od października 2002 r. do marca 2003 r. i wszystko będzie jasne.

Wojciech Białek, Forbes

Komentarze

Skomentuj