Kryzys zwykłych ludzi
Cechą wspólną państw, które ucierpiały najbardziej, była nierównowaga makroekonomiczna. W przypadku krajów nadbałtyckich (Estonia, Litwa, Łotwa) polegała ona na wysokim deficycie na rachunku obrotów bieżących i nadmiernym zadłużeniu w walutach obcych.
Irlandię na skraj przepaści zaprowadziła zbyt duża zależność od sektora budowlano-deweloperskiego, Islandię – nadmierna rola banków. Opierające się na eksporcie: Tajwan, Singapur, Japonia i Włochy, były zbyt uzależnione od koniunktury u partnerów handlowych, natomiast Ukraina swój rozwój opierała na surowcach i branży stalowej.
Kryzys okazał się na swój sposób sprawiedliwy, bo równie silnie jak w niezamożne kraje zza naszej wschodniej granicy uderzył w państwa najzamożniejsze: Japonię (2. miejsce na świecie pod względem wielkości PKB) czy Irlandię i Islandię (odpowiednio 6. i 7. miejsce pod względem PKB na głowę mieszkańca). Reakcje były niemal wszędzie podobne – rządy zwiększyły wydatki publiczne, by zniwelować spadek konsumpcji i inwestycji prywatnych. W efekcie szybko rosną deficyty budżetowe i długi sektora publicznego (zadłużenie Islandii zwiększyło się w ciągu roku z 20 do 70 proc. PKB), które kiedyś trzeba będzie spłacić.
Zbytnia pewność siebie to grzech nie tylko kierowców
Silna wiara we własne kompetencje analityczne i podejście eksperckie przeważnie nie wytrzymują zderzenia z rynkiem.
Spotykałem bardzo dobrze przygotowane osoby, które na swoim koncie miały wieloletnie doświadczenie w zarządzaniu aktywami oraz posiadały tytuły CFA czy doradcy inwestycyjnego, a popełniały błędy. Niewielu zarządzających bazuje na metodach sprawdzonych pod względem systematyczności wyników. Nie sprzyja temu rotacja zarządzających w firmach inwestycyjnych, a także powszechnie stosowane podejście benchmarkowe, które wymaga wielu kompromisów i często jest przyczyną „grupowego błądzenia”.