Waszyngton wciąż obciąża gospodarkę
Administracja Obamy zaczęła ostatnio wspominać o konieczności wprowadzenia kolejnego pakietu antykryzysowego. To szaleństwo.
Pompowanie wydatków rządowych jest bezsensowne, a wręcz szkodliwe, jeśli zależy nam na zrównoważonym rozwoju gospodarczym. Nasze doświadczenia i doświadczenia innych krajów, szczególnie Japonii w latach 90. i na początku tej dekady, dowiodły tego wielokrotnie.
Ekonomiczni mędrcy z zespołu Obamy powinni raczej skupić się na umacnianiu i stabilizowaniu dolara. Sekretarz Skarbu Tim Geithner i szef Fedu Ben Bernanke powinni złożyć wspólnie publiczną obietnicę, że Fed nie będzie finansował przyszłych długów rządu i że przywróci silną pozycję dolara, sprawdzając, jak kształtuje się jego kurs wobec innych walut i kruszców, w szczególności złota.
Kapitalista ze skazą
Po opuszczeniu fotela przewodniczącego Rezerwy Federalnej Alan Greenspan wrócił do wcześniej wykonywanego zajęcia ekonomicznego konsultanta.
Najbardziej znanym klientem Alana Greenspana jest zarządzająca 30 mld aktywów firma Paulson & Co. Gdy w styczniu 2008 r. zawarto kontrakt z Greenspan Associates, John Paulson uznał, że 18-letnie doświadczenie Alana Greenspana na stanowisku przewodniczącego Rezerwy Federalnej, zdobyte w trakcie wielu rynkowych cykli, daje mu unikalny ogląd sytuacji ekonomicznej. Dzięki niemu Greenspan jest w stanie pomóc teamowi Paulson & Co w podejmowaniu kluczowych decyzji. Nie wiemy, co dzieje się w czasie obrad komitetu inwestycyjnego Paulson & Co i czy aktywny jest na nich Greenspan, ale wyniki firmy, której doradza, są bardzo dobre.
Widzimy drzewa, nie widzimy lasu
Konsekwencje obecnego kryzysu są w tej chwili niemożliwe do oszacowania Światowa gospodarka poradzi sobie z tymi skutkami. Ale świat będzie już inny.
Od 6 października dostęp do funduszy Europejskiego Banku Centralnego w ramach „operacji dostrajających” (fine tuning operations) zyskało aż 1700 banków europejskich. Wcześniej było ich zaledwie 130. Na aukcjach (overnight auctions) wszystkie te banki mogły odtąd zasilać się na krótkie terminy w gotówkę. Następnym krokiem była zapowiedz EBC udostępniania bankom „nieograniczonych” środków po stałej stopie procentowej. Cel inflacyjny przegrał w końcu z groźbą niekontrolowanej destabilizacji systemu finansowego w strefie euro.
Dość to wszystko zaskakujące, bo europejski system bankowy wykazuje wciąż ogólną nad-płynność. I tak, na przykład, 2 października wartość jednodniowych depozytów overnight „zaparkowanych” w EBC przez banki komercyjne, przy stopie depozytowej 3,25 proc. (czyli poniżej inflacji), osiągnęła bezprecedensowe 102,8 mld euro. Dlaczego przy tak dużej ilości wolnego pieniądzu w systemie trzeba zagwarantować nieograniczony dostęp do gotówki ponad 10-krotnie większej niż dotąd liczbie banków i to po stałej stopie, czego banki centralne zwykle nie robią?
Banki centralne próbują reanimować rynki finansowe
Rezerwa Federalna oraz banki centralne Innych państw podjęły skoordynowane działania, mające przywrócić płynność na rynku krótkoterminowych pożyczek międzybankowych. Jednak wpompowanie do systemu bankowego miliardów dolarów może nie wystarczyć, aby zażegnać kryzys finansowy.
Amerykańska Rezerwa Federalna, w porozumieniu z bankami centralnymi innych wiodących gospodarek, zasili światowy system bankowy dodatkowymi 200 mld USD, aby zażegnać nasilające się problemy z płynnością.
Globalne porozumienie
Fed, Europejski Bank Centralny, Bank Japonii, Bank Anglii, Bank Kanady oraz Szwajcarski Bank Narodowy ogłosiły w czwartek rano plany wsparcia załamującego się rynku krótkoterminowych pożyczek międzybankowych. W myśl porozumienia, Fed zwiększył z 67 mld USD do 247 mld USD sumę, jaką udostępnia swoim zagranicznym odpowiednikom w ramach nieoprocentowanej wymiany walutowej. W związku z zataczającym coraz szersze kręgi kryzysem, instytucje finansowe straciły do siebie zaufanie i niechętnie udzielają sobie pożyczek. Niedobór kapitału doprowadził w poniedziałek do wzrostu oprocentowania jednodniowej stawki LIBOR do rekordowego poziomu 6,44 proc. Po czwartkowej interwencji banków centralnych stopa ta wróciła do poziomu 3,84 proc, w porównaniu z 5,03 proc. jeszcze w środę.
Rzucanie grochem o ścianę
Po raz ostatni piszę o silnym złotym i jego negatywnym wpływie na gospodarkę. Po raz ostatni dlatego, że po prostu zniechęciłem się. Nawet koledzy analitycy wydają się nie popierać moich tez
Dla spokoju sumienia warto to jednak zrobić. Bezpośrednim impulsem zmuszającym mnie do wzięcia się za bary z tematem były wydarzenia z polowy lipca. Wtedy to Katarzyna Zajdel-Kurowska, wiceminister finansów, powiedziała w jednym z wywiadów, że nie będzie „żadnych” interwencji w celu osłabienia złotego. Pomyślałem sobie, że po prostu coś się pani minister wypsnęło. Jednak w kolejnych dniach coś bardzo podobnego powiedział premier Donald Tusk, a po nim wicepremier Waldemar Pawlak. Szczególnie zdziwił mnie Waldemar Pawlak, który (jak mi się do tej pory wydawało) doskonale rozumie to, co dzieje się na rynkach finansowych.
Przemyślane działanie?
Stwierdziłem, że to nie przypadek, a raczej skoordynowana akcja. Akcja, która najwyraźniej ma na celu jeszcze większe umocnienie złotego. Można to porównać do sytuacji, w której ochrona informuje wszem wobec, że o konkretnej godzinie będzie spała, podczas gdy w chronionym obiekcie nie ma alarmu, wiec złodziej może spokojnie wszystko wynieść. Przecież można nie interweniować, jeśli uważa się, że nie ma takiej potrzeby, po co jednak o tym głośno mówić? Ciągłe mówienie o obrzydzeniu do interwencji spełnia rolę słownej interwencji umacniającej naszą walutę. Zbyt szanuję rząd, żeby podejrzewać, że wypowiedzi jego członków są przypadkowe. Nie bardzo jednak rozumiałem, dlaczego chce on dalszego umocnienia złotego. Jeden z dziennikarzy powiedział mi: „Nie rozumiesz? Przecież chodzi o to, żeby mocny złoty obniżył cenę paliw i wtedy apele o redukcję akcyzy staną się bezprzedmiotowe”.